Forum www.wybrzezetysiaca.fora.pl Strona Główna www.wybrzezetysiaca.fora.pl
Gra MMO
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pustynny Jeździec

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wybrzezetysiaca.fora.pl Strona Główna -> SESJE!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Angus Smugan
Skryba



Dołączył: 27 Paź 2010
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Czw 23:01, 03 Lut 2011    Temat postu: Pustynny Jeździec

Tylko mi tu niczego nie wykrzykiwać! Hoody podał pomysł ale to do mnie należy opisanie tego gościa więc proszę nie pośpieszajcie mnie Wink Temat będzie się rozrastać.



Imię: D'Ris
Nazwisko: Engor - w wolnym tłumaczeniu: Dziki Jeździec
Klasa: - Łowca
Profesja: - Zwiadowca
Wiek: - 24 lata
Rasa: Człowiek pustyni

Wygląd:
Jest to człowiek średniego wzrostu, nie wyższy niż metr siedemdziesiąt pięć. Ma łagodne rysy twarzy, a jego skóra jest odrobinkę ciemna przez co zdradza jego pochodzenie. Jego czarne włosy opadają mu grzywką na oczy. Oczy... tak jadowicie żółte ale spokojne jak bezmiar piasku, choć cały czas czujne i w każdej chwili gotowe wezbrać siłą burzy piaskowej. Jest świetnie zbudowany i trudno by było inaczej. Na prawym boku na wysokości brzucha, widoczna jest blizna wielkości ludzkiej pięści. Rozchodzą się z niej promieniście liczne żyłki, co w wyglądzie przypomina koślawo narysowane słońce. Na pustyni gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie albo jesteś sprawny albo jesteś martwy. Kalkulacja jest prosta...

Zmiany
Słyszy lepiej, widzi dalej i ostrzej, czuje więcej zapachów. Jest szybszy i silniejszy, a jego ruchy stały się bardziej precyzyjne. Mroki nocy nie są dla niego przeszkodą, gdyż wystarczy mu nawet nikłe światło gwiazd by widzieć wszystko, choć w odcieniach szarości, jak na dłoni. Ostre słońce też nie stanowi dla niego problemu. Jego ciało lepiej znosi trudy i przeciwności. Wzrosła jego, i tak wrodzona już, odporność na trucizny, a rany goją się szybciej. To wszystko zawdzięcza krwi płynącej w jego żyłach. Krwi, która niesie ze sobą dawną siłę i moc pustyni. Krwi Dżinów, a raczej ich potomków ocalałych z wojny przeciwko Mrocznym. Przypadła mu w udziale niesamowita spuścizna.

Ubiór:
Nosi przewiewne szaty w kolorach pustynnych chroniące go przed skwarem dnia i po ściągnięciu odpowiednich sznurków, chłodem nocy. Na głowie nieodzowny turban ozdobiony a pod szyją chusta do zasłaniania twarzy. Jego wysokie, i jakże szczelne, jeździeckie buty sięgają niemalże do samych kolan. Wędrówka przez wydmy to sypki piasek. Sypki piasek w bucie to otarcia i odciski. Otarcia i odciski to spowolnienie marszu. Spowolnienie marszu to często śmierć... Co pewne, nigdy nie zobaczysz go ubranego inaczej. Szeroki pas podtrzymuje dwie szable skrzyżowane za plecami, na wysokości krzyża. Na plecach, na skos, przewieszoną ma włócznię. Jego szata ma mnóstwo sekretnych kieszeni więc wszystko co przydatne ale zbytnio go nie obciąża, nosi przy sobie. W dodatku po całym ubraniu pochowane ma mnóstwo noży i nawet jeśli masz pewność, że nic mu nie zostało to możesz być w sporym błędzie.

Charakter:
Jakże ciężko jest opisać dwoistość jego natury. Najłatwiej porównać go do spokojnego wiatru pustyni dającego ochłodę w czasie skwaru by w jednej, krótkiej chwili wzbić w powietrze tumany, ścierającego do kości, piasku. To minimalista czerpiący z życia tyle ile potrzebuje w danej chwili. Stroni od forteli czy wymyślnych intryg stawiając na prostotę. Ciężko jest domyślić się co czuje, gdyż wszelkie emocje chowa pod maską małomównego dzikusa. Co nie znaczy, że nie lubi rozmawiać. Owszem zna wiele ciekawych historii ale by konwersacja była udana obydwie strony muszą wnieść do niej jakąś wartość. Gadanie dla samego gadania uważa za zbędną czynność.. Zawsze jest spokojny i naprawdę trudno wyprowadzić go z równowagi. Jeśli komuś uda się to zrobić, na przykład gdy jakiś oprych obrazi bądź poniży w jego obecności kobietę, karę wymierza szybko i w miarę boleśnie. Nie zabija. Życie na pustyni nauczyło go poszanowania dla życia co nie znaczy, że puści płazem zamach na życie jego lub kogoś mu bliskiego. Wyznaje kilka prostych zasad takich jak, szacunek do kobiet jako matek i partnerek życiowych, oraz rodziny i przyjaźni. Nie złamie danego słowa, a za towarzysza gotów jest oddać życie.


Charakter:


Historia (może się zmieniać)

- Posłuchaj mnie człowieku! Spójrz na mnie!
Niska postać z ubioru niczym nie różniąca się od postaci, której wzrok starała na sobie skupi, była roztrzęsiona. Obydwaj chłopcy nie mieli więcej jak piętnaście lat. Mieli poważne powody do paniki. Prosty zwiad przerodził się w piekło. Wpadli w sam środek leża gigaskorpiona!
- Nikt nigdy nie przeżył użądlenia gigaskorpiona, słyszysz?! Już po nim!
- Nie! Nie zostawię go tak!
Odparł tak samo ubrany człowiek i na oko niewiele starszy. Do oczu napłynęły mu łzy.
- On przejął na siebie użądlenie przeznaczone dla mnie! Muszę mu pomóc!
- Głupiś! Poświęcił się by nas ratować!
- Możesz uciekać! Ja go nie zostawię!
- Idź! Zgiń razem z nim! Przynajmniej powiadomię Twoją rodzinę gdzie znajdą wasze resztki!
- Bądź przeklęty Dżasper! Ja idę, te skały i tak długo nie wytrzymają..
Przez szczelinę pomiędzy piaskowcami obserwował teraz gigaskorpiona znajdującego się dokładnie nad ciałem ich przyjaciela również niewiele starszego niż sam Dżasper. Leżał twarzą do ziemi ale oddychał, choć wyraźnie z trudem. Świadczyły o tym unoszące się ziarenka piasku tuż przy jego nosie i ustach, na których już zaczynała się zbierać spieniona ślina. Gazer nie miał wiele czasu. Chwycił swoją włócznię i cicho, jak mysz pustynna zaczął skradać się w stronę gigaskorpiona gotującego się na żer. Jego jad był zabójczy ale działał najpierw paraliżująco, stopniowo ograniczając ofierze szansę ucieczki. Takiż los spotkał ich przyjaciela, ale jeszcze się nie dokonał. Gazer nie da mu tutaj umrzeć, nie tak. Ten atak był przeznaczony wyłącznie dla niego! Z tą myślą mocniej ścisnął drzewiec swojej broni. Trafić w szczelinę pancerza, to jedyne wyjście...

(...)

Jego włócznia została rozcięta jak nic nie znacząca gałązka, przez szczypce równe przynajmniej połowie jego wzrostu. Jednak najwyraźniej gigaskorpion nie zamierzały poprzestać na pocięciu drewna. Silny cios odrzucił Gazera na ścianę piaskowca boleśnie obijając mu kości. Dżasper już dawno się ulotnił.. Co mu strzeliło do głowy? Że sam poradzi sobie z gigaskorpionem? Że uratuję i tak już pewnie martwego przyjaciela leżącego nieopodal?
- Dżasper miał rację.. jestem głupcem..
Z tą myślą gotował się na śmierć. Myślał o tym by była ona szybka i bezbolesna ale wiedział że to tylko marzenie. Zraniony gigaskorpion nie da mu tak szybko umrzeć. Po raz ostatni spojrzał na leżące ciało swojego przyjaciela i uśmiechnął się gorzko..
- Jednak nie wykorzystałem danej mi przez Ciebie szansy..
Gazer zamknął oczy widząc, że gigaskorpion gotuje się do ataku.. który.. nie nastąpił..? Zaskoczony, powoli otworzył oczy nadal przygotowany na najgorsze. Gigaskorpion..? On..? Padł? Martwy?! Nie wierzył swoim własnym oczom! Czyżby rana którą mu wcześniej zadał była jednak na tyle śmiertelna?! Nie, to nie mogło być to! W panice, a raczej w euforii, sam nie wiedział dokładnie, rozejrzał się szukając wyjaśnienia. Przelotnie zerknął na, jak przypuszczał martwego przyjaciela i osłupiał. Jego przyjaciel uratował mu życie po raz drugi choć sam powinien już pogrążyć się We Śnie Pustyni! Z boku skorpiona starczała wbita weń reszta włóczni, w najczulszym punkcie a drzewiec trzymał nie kto inny jak jego martwy przyjaciel! Ale czy aby na pewno idąc na tamten świat zabrał ze sobą skorpiona? Gazer podbiegł sprawdzić swoje przypuszczenia. Nie.. po tak długim czasie powinien nie żyć.. a.. jednak..! Pustynia upomniała się dziś o jedno życia ale nie Gazera, nie jego przyjaciela. Obaj zostali wykupieni życiem gigaskorpiona!
- Dzięki Ci przyjacielu.. Zabiorę Cię teraz do osady...

D'Ris obudził się ze strasznym bólem głowy. Poprawka, bolał go dosłownie każdy mięsień nie wyłączając w to części ciała, które nie powinny boleć. Pierwsze co zobaczył to ciemność. Dopiero po chwili skojarzył, że ma założoną na oczy opaskę. Ostrożnie namacał ją ręką i przygotowywał się do zdjęcia jej by zobaczyć gdzie się znajdował. Ostatnie co pamiętał to nieostrożny krok Gazera i skok za nim do leża gigaskorpiona. Gigaskorpion! Użądlił go! Ostry ruch dłoni do prawego boku odbił się echem po całym ciele. Porażony bólem D'Ris, padł na łóżko nie mogąc się ruszyć. Trwało to dłuższą chwilę zanim się pozbierał. Chciał coś powiedzieć ale usta miał tak spierzchnięte, a w gardle panowała taką suchość, że zrezygnował. Dźwignął się znów, tym razem z większym trudem, i sięgnął do swojej opaski. Ściągnął ją i rozejrzał się po pomieszczeniu. Był w swoim namiocie, ale niewielkie zmiany w ustawieniu mebli podpowiedziały my, że musieli się przenieść jakiś czas temu. Ostrożnie zdjął z łóżka najpierw jedną nogę, później drugą. Jak zdążył się zorientować był wyłącznie w samych spodniach. Ranę na boku miał przewiązaną świeżym bandażem, a i w powietrzy czuć było znajomy zapach maści leczniczej. Oznaczało to, że ktoś u niego niedawno był. D'Ris dźwignął się z łóżka, na tyle ostrożnie na ile pamiętał o paraliżującym bólu gdy naruszył ranę. Skierował się w stronę wyjścia z namiotu i odchylił płachtę. W oczy ukuło go oślepiające światło słońca. Kolejną chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do dziwnej jaskrawości barw krajobrazu. Wokoło stały inne namioty i gdzieniegdzie krzątali się ludzie. Niepewny zrobił kilka kroków ale piasek parzył go w stopy. Chciał kogoś zawołać ale znów suchość w gardle nie pozwoliła mu wydobyć choćby słowa. Już miał zrezygnować i wrócić do łóżka gdy pod jego nogi podtoczyła się piłka. Zwyczajna, taka jaką bawią się tutejsze dzieci, zrobiona z żołądka wielbłąda i napełniona powietrzem. Nie był w stanie jej kopnąć ani się po nią schylić. Zaraz za piłką pod jego nogi podbiegł jakiś dzieciak, i nie zwracając na D'Risa najmniejszej uwagi podniósł z ziemi piłkę. Jednak gdy się prostował zorientował się, że ktoś przed nim stoi. Malec spojrzał na twarz D'Risa i z szeroko otwartymi oczami zaczął uciekać krzycząc coś niezrozumiale. Z namiotów zaczęli wychylać się ludzie i każdy kierował na D'Risa zdziwione i pełne tyleż szacunku co strachu, spojrzenie. Wszyscy wylegli przed namioty kierując się w jego stronę. D'Ris uśmiechnął się lekko czując, że coś jest nie tak i dopiero teraz skojarzył. Nikt nie wyłączając mężczyzn nie patrzył mu w oczy. Zdziwiony tłum zaczął szemrać między sobą ale D'Ris,o dziwo słyszał każde słowo!
- Popatrz na niego..
- Czy Starszy już wie?
- Gdzie Widząca?
- Nie patrzcie mu w oczy...
D'Ris zrobił niepewny krok na przód a tłum w odpowiedzi jakby cofnął się o krok. Tymczasem między nimi zaczęła przeciskać się jakaś znajoma postać. Był to Starszy Wioski. Ich wódz i przewodnik i najwyraźniej kierował się w stronę D'Risa, ze łzami w oczach!
- Co.. się..?
Starał się wychrypieć D'Ris ale wszystko to brzmiało głucho i jakby z daleka. Nagle pociemniało mu w ozach i osunął się na ziemię...

We śnie stracił poczucie czasu. Nad jego głową przewijały się rozmazane postaci, ktoś dźwignął go z ziemi, i zapadła ciemność choć D'Ris nie zamykał oczu. Pewnie założyli mu opaskę na oczy.. Czego się tak boją? mijały godziny i dni ale dla D'Risa były one równie długie. Co jakiś czas słyszał głosy dochodzące jakby z wielkiej dali i trudno było je zrozumieć. Ostatecznie zmysły powracały do swoich pierwotnych funkcji i D'Ris zaczynał kojarzyć ze strzępków rozmów coraz więcej..
- To użądlenie powinno go zabić..
To mówił jego ojciec, dobrze znał ten głos.
- A jednaj jak widzisz ciągle żyję, choć nie wiem kiedy wróci do pełni sił..
Odpowiedział mu starczy, kobiecy głos. To zapewne była Widząca, znachorka wioski i powierniczka najstarszych tradycji plemienia.
- Jak to możliwe? Czyżbyś użyła na nim swoich wywarów?
- Nie widziałam takiej potrzeby..
Jej głos stał się teraz dziwnie oziębły
- Nie było po co marnować dobrych ziół na jednego człowieka nawet jeśli to Twój syn. Wybacz ale taka jest prawda.. Wiesz, że nigdy żadne zioła nie były w stanie przezwyciężyć Żółtego Jadu..
Tak, to była prawda i D'Ris wiedział o tym aż za dobrze. Ale jeśli to nie umiejętności Widzącej to jakim cudem nadal oddychał?
- Ale co się stało z jego oczami?
Spytał jego ojciec
- To nie tylko jego oczy, M'tusie. Jad krąży teraz w jego ciele i jak Matkę Pustynię kocham nigdy czegoś takiego nie widziałam. Podejrzewam, że to nie będzie jedyna widoczna zmiana jaką pociągnie za sobą Żółty Jad..
- Czym w takim razie stanie się mój syn?
- Kto wie? Zamiast zastanawiać się kim stanie się ten młodzieniec powinieneś zastanowić się kim była Ona..
Ona? Czyżby Wiedząca mówiła o jego matce? Co ona miała z tym wspólnego? Przecież opuściła go zaraz po urodzeniu!
- Czy Aby na pewno znałeś swoją żonę tak dobrze jak Ci się wydaje Starszy Wioski, M'tusie?
Tak.. Jego ojciec był Starszym Wioski a matka... Odeszła od nich w noc po jego urodzeniu. Bez słowa, bez wytłumaczenia.. Zostawiła małego D'Risa pod opieką ojca no i oczywiście reszty współplemieńców. Każdy poświęcał mu sporo uwagi gdy był mały..
- Co sugerujesz, Wiedząca?
- Sugeruje? Ja tylko uświadamiam Ci pewne fakty i daje nowe światło na pewne zdarzenia. Przecież, nie od dziś wiadomo kto wykorzystywał Żółty Jad..
- Chcesz powiedzieć, że moja żona była jedną z ocalałych?
- Nie mogę tego wykluczyć, ale wystarczy na niego spojrzeć...
Nastała długa chwila ciszy. D'Ris czuł na sobie ich badające spojrzenia. Po chwili jego ojciec odezwał się jako pierwszy.
- Co powinniśmy zrobić?
- My?
Wiedząca parsknęła skrzekliwym śmiechem.
- My nic nie możemy zrobić, a rzeknę więcej! Nie powinniśmy! Krew Dżinów ukazała już swoją moc, pakt został zawarty chociaż chłopak nie będzie miał o tym pojęcia. To było mu pisane już od chwili poczęcia...
D'Ris więcej nie usłyszał z tej rozmowy gdyż znów jego świadomość odpłynęła w leczniczy sen...


Gazer rozpaczliwie odpierał grad ciosów ale wiedział, że ta walka jest przegrana jak tylko został wyzwany na pojedynek. Jego przeciwnik nie znał litości i każdy atak sięgał celu. W końcu Gazer padł na gorący piasek gdy szybki atak zbił go z nóg.
- Masz szczęście, że to tylko walka na niby..
Nad Gazerem, na tle tarczy słońca, stanęła postać i teraz wyciągała ku niemu dłoń.
- To zadziwiające, że tak szybko wróciłeś do pełni sił..
Gazer pokręcił z uśmiechem głową chwytając silną dłoń by móc wstać.
- D'Ris, doprawdy, przez te lata stałeś się świetnym wojownikiem! Niedługo czas inicjacji, a mnie daleko do Twoich umiejętności.
Dwudziestoletni D'Ris skrzywił się z dezaprobatą słysząc słowa swojego przyjaciela.
- Ty też jesteś całkiem niezły. Dobrze trzymasz gardę ale boisz się atakować. Więcej wiary w swoje umiejętności!
D'Ris klepnął Gazera po przyjacielsku w ramię.
- Chodź, napijmy się wody. Nie wiem jak Ty ale ja jestem spragniony.
Gazer nadal nie mógł się nadziwić obserwując swojego przyjaciela. Tego samego, który przyjął na siebie użądlenie skorpiona. Tego samego, który ubił bestię będąc prawie nieprzytomnym tym samym ratując po raz drugi jego życie. Tego samego, który przez prawie miesiąc leżał w jakby narkotycznym śnie w namiocie. Był pierwszym człowiekiem, który przeżył użądlenie gigaskorpiona i Gazer czuł, że począwszy od tamtego dnia w D'Risku zaszły wielkie zmiany. Nie tylko fizyczne jak zmiana koloru oczu z czystego błękitu, na jadowitą żółć ale też psychiczne. Był wyraźnie szybszy i wytrzymalszy, a i rzadziej chorował. Jak na przykład wtedy gdy połowa mężczyzn w wiosce zatruła się wodą z oazy, w której zalęgły się Wiszki. Inaczej patrzył na świat i szybciej wracał do zdrowia. Wiele razy ostrzegał karawanę o nadchodzącej burzy piaskowej zanim nawet najdalej wysunięci zwiadowcy zdążyli przesłać sygnały! Niewątpliwie był on najlepszym kandydatem na obrońcę plemienia, a dzień inicjacji zbliżał się wielkimi krokami. Już za trzy dni udowodnią razem z pięcioma innymi śmiałkami, że są godni tytułu Mężczyzny...

D'Ris uśmiechnął się otwierając oczy. W skwarze dnia udało mu się wyłowić szmer piasku. Niewątpliwe w jego stronę sunął Pustynny wąż. Jego cel. Jeśli jest na pustyni coś groźniejszego niż gigaskorpiony to jest to niewątpliwie Pustynny wąż. Cielsko długie na przeszło pięć metrów i nadludzka szybkość. D'Ris, chwycił drzewiec swojej włóczni i wychylił się z kryjówki cicho, by wpasować się w szmer piasku. Wiedział, że wąż go wyczuje tak czy siak ale przyzwyczajenia trudno odłożyć na bok. Formacje piaskowca dawały ochronę ale też szansę na zaskoczenia zarówno D'Risowi jak i wężowi. Szybkie uniesienie drzewca na wysokość twarzy uchroniło, na razie jeszcze, chłopca przed bezpośrednim atakiem węża. Paszcza gada kłapnęła D'Risowi dokładnie o kilka centymetrów przed nosem, blokowana przed dalszym lotem jedynie kijem znajdującym się pomiędzy szczęką bestii. Na wielką smoczycę! Ależ to miało wielkie zęby! Wąż wycofał się równie szybko jak zaatakował. Tracąc element zaskoczenia nie ryzykował bezpośredniego ataku lecz tylko obserwował D'Risa gotowego sparować kolejny atak. Chłopak zaczął okrążać skłębione cielsko. Ogon gada niespokojnie smagał powietrze, a język wychwytywał zapachy otoczenia. Patrzyli sobie w oczy. Pionowe źrenice napotkały żółte oczy wojownika na tyle śmiałego, czy też może raczej głupiego, by wejść do leża bestii. D'Ris zaatakował prostym pchnięciem, celując w głowę gada. Ten uniknął ataku i chcąc wykorzystać odsłonięcie chłopaka wystrzelił kolejny raz przed siebie. Tym razem to D'Ris uniknął ataku półobrotem. Cały uzyskany dzięki temu impet przerzucił na drugi koniec kija, którym uderzył w bok głowy gada. Zaskoczony wąż zasyczał urażony i wycofał się do pozycji wyjściowej. Znów ich spojrzenia się spotkały. Zimn oczy gada i jadowite oczy D'Risa. Po raz pierwszy w życiu wąż zwątpił w szansę na wygraną. Nie podobał mu się ten człowiek. To jak się poruszał ani to jak pachniał, ale najbardziej drażniła go pewność siebie z jaka biła z tym dziwnych oczu. D'Ris uśmiechnął się zmieniając chwyt włóczni. Ostrze skierowane było skośnie w dół. D'Ris wykonał krok w bok, później kolejny i następny. Bez rytmu, bez możliwości przewidzenia gdzie upadnie jego stopa, po kolejnym kroku. Zaskoczony wąż zaczął obserwować ten dziwny taniec tracąc z oczu zimne ostrze. Błąd.. Smuga rozmazanego światła świsnęła dokładnie na wysokości oczu gada ale nie dosięgła celu. Nie taki był zamiar D'Risa. Po raz kolejny wąż dał się zaskoczyć! Jego zdziwione spojrzenie przebiegło od końcówki włóczni, wzdłuż drzewca do ręki a dalej po ramieniu w górę i znów napotkał to (teraz szydercze!) spojrzenie jadowitych oczu. D'Ris zakręcił młynek nad głową dezorientując węża, który zaatakował rozjuszony. Ostrze włóczni zatrzymało się mierząc oskarżycielsko w gada, a ten siłą impetu, którego nie mógł zatrzymać, nadział się paszczą przebijając sobie podniebienie.
- Słyszałem, że zęby odrastają Pustynnym wężom w ciągu kilku dni. Zobaczmy czy to prawda...
Między piaskowcami rozległ się pełen bólu i żalu syk...

Przybyli do osady kilka dni temu. Zjawiali się zawsze, rok po zakończeniu inicjacji. Szukali najlepszych wojowników by zwerbować ich do, jak ją nazywali, Wielkiej Pustynnej Armii. Fakt, że w obecnych czasach z nikim nie prowadzono wojen nie był dla nich ku temu żadną przeszkodą. Ostatnim razem D'Ris widział ich kiedy był jeszcze dzieckiem. Ich ostatniej wizyty nie mógł zobaczyć z powodu tego użądlenia, które zmogło go na prawie miesiąc. A teraz.. teraz przyszli właśnie po to by sprawdzić jego i jego przyjaciół. Ich karawana nie należała do zwyczajnych. Owszem mieli juczne wielbłądy ale większość sprzętu transportowali na niczym innym jak tylko na Gigaskorpionach. Każdy słyszał o tym oddziale. Nieustraszeni jeźdźcy pustyni, Poskramiacze skorpionów, różnie o nich mówili. Rozstawili się obozem niedaleko ich tymczasowej osady. Zadawali kilka prostych pytań, sprawdzali wytrzymałość, rozmawiali ze Starszym wioski i Wiedzącą na ich temat. Najciekawszym z tego wszystkiego był sprawdzian skuteczności w walce. I D'Ris, jak i wszyscy mieszkańcy wioski, nie zapomni tego do końca życia..
- Następny!
Zagrzmiał głos kapitana, który w kilku prostych ruchach rozłożył w walce jednego ze sprawdzanych chłopaków. Walka odbywała się na proste kije, które przywieźli ze sobą jeźdźcy. Wszystko było kontrolowane i uważnie obserwowane. Jakiś człowiek nawet pieczołowicie notował zaobserwowane wydarzenia. Kapitan, na którym D'Ris skupiał swoją uwagę był postawnym mężczyzną wyższym od niego o przynajmniej głowę. Mimo swojej postury był szybki,a do tego jego ciosów nie było nawet po co parować. Ostatnia taka próba skończyła się przełamaniem kija feralnego, drugiego, ochotnika.
- Ty! Twoja kolej!
Rozległy się szmery wśród obserwujących. Następny był D'Ris. Chłopak przestał się opierać leniwie na otrzymanym wcześniej kiju i teraz zarzucił go sobie na ramię idąc na środek utworzonego okręgu.
- Jak się nazywasz chłopcze?
Odezwał się notujący wszystko człowiek.
- Muszę to mieć w papierach.
- D'Ris. Syn M'Tusa, Starszego Wioski.
Skryba wszystko starannie zanotował a D'Ris w tym czasie przyjął postawę.
- Gotowy, młodzieńcze?
- Tak, gotowy..
Po tych słowach kapitan zaatakował tak jak robił to w podczas walki z innymi. Łukiem z lewej. D'Ris sparował jego uderzenie i sam zaatakował, od góry. Jego cios również został sparowany. Nastąpiła wymiana ciosów, ale każdy trafiał na bezbłędną zasłonę przeciwnika. Odskoczyli od siebie na bezpieczną odległość by zaczerpnąć tchu. Obydwoje zaczęli poruszać się po półkolu. D'Ris spojrzał w dół. Jego cień zaczynał powolną wędrówkę za jego plecy. Tak kapitan pokonywał wcześniejszych przeciwników. Mały podstęp zawsze jest dopuszczalny podczas walki. "Słońce oślepi chwilowo tego młodzika i wtedy zaatakuje.." Tak pewnie myślał kapitan ale D'Ris również miał pewną sztuczkę w zanadrzu. D'Ris zerkał przelotnie na cień kapitana, stawał się coraz dłuższy. Jeszcze chwila, chwila... teraz! Kapitan zaatakował wiedząc, że D'Ris jest teraz oślepiony lecz nie spodziewał się jednego. Jego cios natrafił na żelazną zasłonę. W tej krótkiej chwili ich spojrzenia spotkały się i kapitan w mógł zobaczyć nietypowe oczy chłopaka z którym walczył. Były jadowicie żółte! Źrenice D'Risa zmniejszyły się w malutkie szpilki. Potem nastąpiło coś czego nikt się nie spodziewał. Wszyscy uważali później, że D'Ris atakował na ślepo, że zawdzięczał zwycięstwo szczęściu lecz chłopak dokładnie wiedział gdzie celował. Mocne kopnięcie odepchnęło zaskoczonego kapitana, który spróbował szybkiej zasłony. Jego kij pękł pod wpływem potężnego uderzenia, a sam kapitan padł na ziemię. Walka została zakończona. Wszyscy stali w osłupieniu i zapadła cisza zwłaszcza wśród przedstawicieli oddziału jeźdźców. W końcu odezwał się skryba.
- Gratuluje Ci.. Właśnie zapewniłeś sobie miejsce w Pustynnej Armii..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Angus Smugan dnia Pią 20:01, 18 Lut 2011, w całości zmieniany 18 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wybrzezetysiaca.fora.pl Strona Główna -> SESJE! Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin